niedziela, 2 sierpnia 2015

Ani trochę nie współczuję ofiarom lekarzy.
Każdy z nas, jeśli oczywiście nie jest upośledzony umysłowo ani uwięziony w Guantanamo, jest w stu procentach odpowiedzialny za to, co go spotyka w życiu.
Żyjemy w Matrixie, a wszystko wokół nas to jedna, wielka iluzja, która czyni z nas niewolników systemu. Aby stać się wolnym wystarczy się przebudzić, a co jeszcze ważniejsze: PRZESTAĆ SIĘ BAĆ!
Zdecydowana większość ludzi pogrążona jest w lunatycznym śnie i śni koszmarny sen wariata. Każdy nieświadomy praw duchowych człowiek żyje jak zombie, nie mając pojęcia o tym, że jest niewolnikiem i owcą stadną przeznaczoną do strzyżenia, dojenia i zabijania. Na całe szczęście nieszczęścia chodzą po ludziach, bo nic tak skutecznie nie budzi ze stanu hipnozy jak dramatyczne zdarzenia. Jak napisał Steven Arroyo: najbardziej nieświadomi ludzie muszą doświadczyć najstraszniejszych zdarzeń. Dlatego nie istnieje ani dobro, ani zło, bo nigdy nie wiemy, co jest dla nas dobre, a co złe. Czasem to, co najgorsze okazuje się najlepszym, co mogło daną osobę spotkać.
Dlatego nie współczuję chorym i cierpiącym, bo wiem, że będą cierpieć i chorować do czasu, aż zrozumieją, że choroba nie dotyczy ich ciała fizycznego, lecz duszy i umysłu. Jedyna droga do wyzdrowienia wiedzie przez zmianę sposobu myślenia i stosunku do świata i ludzi. Jednak wszelkie próby wytłumaczenia tego ofiarom ciężkich chorób prawie zawsze skazane są na niepowodzenie, a nawet mogą wywoływać ich agresję. Lepiej więc nie wtrącać się w ich życie, lecz pozwolić działać prawom duchowym. Siła Wyższa wie najlepiej, czego komu trzeba i czego dana osoba musi doświadczyć, żeby zmądrzeć. Czasem jest to śmierć i nic na to poradzić nie możemy.
Śmierć nie jest końcem istnienia, lecz końcem jednego etapu rozwoju i początkiem drugiego (reinkarnacja jest FAKTEM i jest na nią mnóstwo NIEZBITYCH dowodów, ale z nikim nie będę się o to kłócić ani nikomu nie dostarczę w zębach dowodów, bo nie jestem psem aportującym; chcesz dowodów, to sam ich sobie poszukaj; samodzielne poszukiwania są bardzo kształcące).
Na tej dziwnej planecie zwanej Ziemią niebo i piekło leżą tuż obok siebie, na wyciągnięcie ręki. To my sami decydujemy o tym, w którym z tych światów żyjemy. Możemy wybrać piekło choroby i pełnego cierpień „leczenia” zabijającego w majestacie prawa, męczeńską śmierć na ołtarzu dowolnej wiary: religijnej lub racjonalistycznej lub raj wolności duchowej i intelektualnej, miłości i pełnego zdrowia.
To ty decydujesz o tym, w którym z tych światów chcesz żyć. I ty ponosisz za wszystko pełną odpowiedzialność.
Nikt nie może mieć pretensji do nikogo, jeśli pod wpływem religijnej wiary, medialnej propagandy lub „dobrych rad” księdza, eksperta onkologicznego bądź cioci Kloci zrobi coś głupiego, zaszkodzi sobie w dowolny sposób lub doprowadzi się do śmierci. Nie może mieć do nikogo pretensji, bo ostateczna decyzja należy do niego i sam ponosi za nią odpowiedzialność.
Dzięki bibliotekom i pismom naukowym każdy ma nieograniczony dostęp do wszelkich możliwych źródeł wiedzy i informacji z każdej dowolnej dziedziny i może z nich zrobić właściwy użytek. Dziś, dzięki Internetowi, jest to łatwiejsze niż kiedykolwiek w dziejach ludzkości. Nie trzeba w ogóle wychodzić z domu, wystarczy tylko chcieć ruszyć tyłek sprzed telewizora i wykonać kilka kliknięć myszą.
I proszę nie powtarzać bezmyślnie za „racjonalistycznymi” użytecznymi idiotami, że „w internetsach to są same śmieci”. Tej wymówki nie kupuję. W Internecie można znaleźć wszystko to, co wydrukowano w papierowych książkach oraz poważnych pismach naukowych plus całe mnóstwo zakazanej, nielegalnej i niewygodnej dla decydentów wiedzy, która nigdzie nie została wydrukowana, ponieważ została wycięta nożycami cenzora, jako nieodpowiednia dla celowo utrzymywanych w głupocie ludzkich owieczek.
Bóg cię po to obdarzył rozumem, byś miał gdzie szukać ratunku – Ali Ibn Abi Talib
Bóg dał Ci mózg, żebyś myślał i wolną wolę, żebyś się nią kierował. Jeśli oddajesz innym władzę nad swoim losem i pozwalasz im decydować za siebie, sam jesteś winien, jeśli wpadniesz w poważne tarapaty.
Nikt nie ma obowiązku polegać ślepo na żadnym autorytecie, ani wierzyć bezkrytycznie religijnemu przywódcy. Jeśli to robi, to znaczy, że siebie samego uważa za bezmózgiego idiotę i osobę niezdolną do posługiwania się inteligencją.
Wiem, że to co piszę niektórym może wydawać się herezją.
Przecież po to mamy Kościół z Dekalogiem, żeby prowadził nas prosto ku zbawieniu.
Po to mamy medycynę, żeby nas leczyła i ratowała od śmierci.
Po to mamy ekspertów z każdej dziedziny życia, żebyśmy nie pobłądzili w gąszczu fałszywych teorii.
Każdy kij ma dwa końce.
Brak uregulowań rodzi ryzyko bezprawia i nadużyć ze strony przeróżnych szarlatanów.
Nadmiar uregulowań to dzieło psychopatów, którzy dla władzy i pieniędzy nie cofną się przed niczym, np. przed kłamstwem, korupcją i szantażem, a w końcu przed wprowadzeniem ustroju totalitarnego. Bo psychopata żyje tylko po to, żeby przejąć kontrolę nad światem, a ludzkość zamienić w armię tępych niewolników.
Nowy Porządek Świata to wymyślona przez paranoików teoria spiskowa?
Idealną sytuacją dla każdego człowieka jest ta, która pozwala mu na pełną wolność działania przy jednoczesnym kontrolowaniu zachowania innych w celu wymuszenia posłuszeństwa na drodze do realizacji własnych pragnień. To znaczy, innymi słowy, każdy człowiek poszukuje władzy nad światem niewolników. [James Buchanan, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii]
Nad społeczeństwem dominować będzie elita… która dla osiągnięcia swoich politycznych celów nie będzie wzbraniać się przed stosowaniem najnowocześniejszych technik kształtowania publicznych zachowań i utrzymywania społeczeństwa pod ścisłą kontrolą i inwigilacją [Zbigniew Brzeziński]
Człowiek myślący musi zdawać sobie sprawę z takich zagrożeń i w każdym ustroju społecznym zachowywać czujność.
Nie piszę tego, żeby straszyć, lecz po to, żeby uświadomić Wam wartość INFORMACJI. Wiedza uchroni Cię przed spiskami (a nie „teoriami”!!!) takich ludzi jak James Buchanan, Zbig Brzeziński i cała zgraja innych cwaniaków (więcej autentycznych cytatów tych drani znajdziesz w lewej kolumnie bloga).
Nadmiar podejrzliwości prowadzi do paranoi, ale jej zupełny brak świadczy o braku instynktu samozachowawczego i o zwyczajnej głupocie. A to grozi unicestwieniem.
Z wyżej wymienionych powodów trzeba myśleć samodzielnie i na nikim bezkrytycznie nie polegać. Dlatego ani trochę nie współczuję pacjentom onkologicznym (i żadnym innym takoż). Są dorośli i sami ponoszą odpowiedzialność za to, co robią ze swoim życiem. Jeśli godzą się na okaleczanie, ból, rakotwórcze naświetlania, skutki uboczne chemioterapii, a nawet jeśli na końcu, z wyrokiem „nieuleczalni”, umierają w cierpieniu w hospicjum – robią to, bo się na to zgodzili. Nie stali przed plutonem egzekucyjnym, gdy podpisywali zgodę na leczenie, a to znaczy, że nikt ich do niczego nie zmuszał.
Jeśli widząc, że „leczenie” tylko pogarsza stan ich zdrowia nie zrobili nic i nawet nie próbowali się ratować, to znaczy, że z pełną świadomością zrzekli się odpowiedzialności za swój los i życie.
I ja to proszę państwa w pełni szanuję. Nawet bardzo. I szczerze podziwiam. Nie rozumiem takiej postawy, ale ją akceptuję.
Bunt rodzi się we mnie tylko wtedy, kiedy myślę o chorych na nowotwory dzieciach, bo jeśli mają głupich i bezwolnych rodziców, skazane są na cierpienie i śmierć w majestacie prawa. Wprawdzie Konstytucja gwarantuje rodzicom prawo do decydowania o losie dzieci, co więcej ani w Konstytucji, ani w Kodeksie Karnym nie ma nakazu przymusowego leczenia w razie choroby, ale praktycznie nikt nie korzysta z tych praw, ponieważ ludzie nie mają ani świadomości, że prawo ich chroni, ani wiedzy o tym, że są alternatywne, bezpieczne i o wiele skuteczniejsze metody leczenia (jakby ktoś pytał: PRZEZ LEKARZY, a nie czarownicę w bagnie). A co gorsze, są tak przerażeni diagnozą, że przestają myśleć i godzą się na wszystko. Dlatego, w przypadku gdy u dziecka stwierdza się nowotwór, jest ono kierowane do szpitala i niemal pod przymusem, a w każdym razie pod wpływem lęku i pod bardzo silną presją psychiczną, rodzice podpisują zgodę na leczenie i wszelkie zabiegi, jakie lekarze uznają za konieczne.
Liczy się tylko pieniądz
Bandyci z Big Pharma chcą Twojego ciała, bo chcą na nim zarabiać. Chcą wstrzykiwać w nie chorobotwórcze (rakotwórcze i zawierające rtęć) szczepionki i poddawać je nieuzasadnionym operacjom chirurgicznym już od dnia narodzin (obrzezanie) oraz chemicznemu „leczeniu”, nawet jeśli jesteś zdrowy lub gdy tylko istnieje cień możliwości, że możesz być chory. Medycyna wespół z mediami wytwarzają psychozę lęku przed chorobami i epidemiami, dzięki czemu ludzie uwierzyli, że szczepienia są konieczne, a rak jest chorobą powszechną i nieuleczalną. Ludzie uwierzyli w mit „wczesnej wykrywalności” i związaną z tym konieczność samobadania (np. piersi) oraz regularnego poddawania się badaniom okresowym. Wystarczy maleńki guzek, nieznaczna zmiana na zdjęciu lub małe wahnięcie w wynikach badań, żeby pacjent wpadł w panikę i był gotów na wszystko, co zleci mu jego lekarz.
A przecież wystarczy chwilkę pomyśleć…
Jakim cudem wciąż istniejemy jako gatunek?
Jakim cudem ludzkość zdołała w ogóle przetrwać, a nawet tak się rozmnożyć, że aż niektórzy nawołują do depopulacji, skoro insulinę wynaleziono w latach 20-tych XX wieku, a „naukową” onkologięwymyślono dopiero w latach 30-tych? Jakim cudem ludzkość nie wymarła, skoro nie było diabetologów, onkologów, psychiatrów, chemii farmaceutycznej, szczepień ani naświetlań?
Pomedytuj nad tym drogi czytelniku, myślenie nie boli.
A teraz małe ćwiczenie: pomyśl przez chwilę i policz, ilu osobom z Twojego otoczenia niepotrzebnie wycięto wyrostek robaczkowy, pierś, węzły chłonne, tarczycę lub cokolwiek innego? Może znasz kogoś, komu pozostawiono w brzuchu nożyczki, gazę lub inne przedmioty? A może znane ci niemowlę chorowało ciężko, a nawet zmarło po szczepieniu?
Albo inaczej: czy potrafisz wskazać kogoś, kogo naukowa medycyna XXI wieku skutecznie wyleczyła z cukrzycy, nadciśnienia, choroby obturacyjnej płuc lub marskości wątroby (przeszczepy się nie liczą)? Mówiąc o „wyleczeniu” mam na myśli stan powrotu do pełnego zdrowia i całkowite odstawienie wszelkich leków. No, jak ci idzie udzielanie odpowiedzi na moje pytania?
Za ignorancję płaci się najwyższą cenę
Trochę rozumiem ludzi, a trochę nie. Rozumiem, bo wszyscy wokół przekazują sobie mrożące krew w żyłach opowieści o chorych na raka znajomych i krewnych, którzy przeszli istne piekło kuracji, późniejszych wznów i ponownych kuracji, po czym zmarli w męczarniach w hospicjum. Wizja doświadczenia podobnego losu jest przerażająca. Ale jeszcze bardziej nie rozumiem, dlaczego ludzie nawet nie próbują szukać alternatywnych rozwiązań, skoro powszechnie stosowane prowadzą na niemal pewną śmierć. Wystarczy zapoznać się ze statystykami uleczalności raka (a raczej jej braku), żeby postukać się w głowę i dojść do wniosku, że coś tu się nie zgadza. Mimo tego całego straszenia człowiek dorosły i w miarę rozgarnięty ma przecież swobodny dostęp do alternatywnej wiedzy i może z niej skorzystać.
Dlaczego tego nie robi? No? DLACZEGO???
Odpowiada mi głucha cisza…
Głupota zabija
Oto dowód: tekst zaczerpnięty z bloga pewnej chorej na raka dziewczyny. Wyjaśnia ona, dlaczego nie da się nabrać na żadne alternatywne metody leczenia, a zwłaszcza na dietę dr Gersona:
Podam Wam przykład – dieta Gersona. Należy ona do najbardziej znanych propozycji antyrakowych, jest dobrze opisana, są ośrodki, w których metodę się stosuje. Sama fachowość, czołówka listy metod alternatywnych. Popytałam o nią specjalistów i oto czego się dowiedziałam.
Kwestia wyciskarki do soków sprzedawanej za ciężkie pieniądze. Absolutnie musi być taka jaką zalecają, z ceramicznymi wałkami, bo tylko ona nie zabija potrzebnych składników owoców i warzyw. Otóż specjalistka wyjaśniła mi, że maszynę zaprojektował dr Gerson kilkadziesiąt lat temu. A to oznacza, że nie było wówczas magicznej stali nierdzewnej. Metalowe wałki były najzwyczajniej w świecie niezdrowe, bo cząsteczki metali dostawały się do jedzenia, więc dr Gerson słusznie wymyślił, że należy wprowadzić ceramiczne. Tyle, że w dzisiejszych czasach nie ma to żadnego znaczenia, który to szczegół jakoś na ogół umyka specjalistom od diety.
Koniec wywodu. Jeśli ktoś sądzi, że jest to „fragment wyrwany z kontekstu” wyjaśniam, że bynajmniej. To jest całość. Koniec. Kropka. To jest dosłownie zacytowany powód, że osoba ta nie ma zaufania do metody Gersona z powodu (rzekomo) ceramicznych wałków. Prawda jednak jest taka, że dziś wszystkie wyciskarki do soków stosowanych w terapii Gersona są robione ze stali nierdzewnej. Tak, ze stali nierdzewnej, a nie z ceramiki! Ale nawet gdyby były ceramiczne, to jaka logika stoi za tym dziwacznym wywodem? Nie będę się leczyć sokami tylko dlatego, że 60 lat temu zaprojektowano ceramiczne wałki, które dziś są przeżytkiem? Czyżby ta panna wierzyła, że leczy ceramika lub stal, a nie soki?
I jeszcze taki kwiatek:
Ja, na przykład, przy wzroście 168 zazwyczaj ważyłam 55kg. Teraz moja waga waha się między 48, a 51kg. W dodatku guz uciska żołądek, co sprawia, że jestem w stanie zjeść na jeden raz tyle co kot napłakał. W tej sytuacji ja nie mogę się żywić sokami owocowymi i gotowanymi warzywami, bo najzwyczajniej w świecie zniknę. Fakt, że razem z chorobą, ale jakoś mnie to nie pociesza. Ja muszę wpierniczać setki kalorii żeby jakoś się tuczyć, a przynajmniej nie chudnąć.
Jakaż to dieta zapewnia owe tuczące „setki kalorii”? Jak mniemam są to słodkie, maślane drożdżówki ze śnieżnobiałej mąki pszennej. Ciekawe, co na to onkolog? Ach, zapomniałam, onkolodzy nie znają się na zdrowym żywieniu, bo to nienaukowe.
Okazuje się, że takie rzeczy jak węglowodany i cukry powinny w ogóle zniknąć z naszego „jadłospisu”. Jest to o tyle poważne, że nowotwór po prostu rozwija się i to bardzo szybko głównie dzięki właśnie węglowodanom i cukrom. – Marek Kidziński, autor książki „Jak w 90 dni pokonałem raka?„
Ratunkiem dla chorego może się okazać wyrok śmierci
Tak, dokładnie: WYROK ŚMIERCI wydany przez onkologów, którzy oświadczają pacjentowi, że już nic więcej dla niego zrobić nie mogą, więc żadne błagania o chemię i naświetlanie nie pomogą. Koniec, nie ma o czym gadać, wypisujemy panu / pani skierowanie do hospicjum, żegnamy, papa, proszę nas w d… pocałować.
Tak zdradzony pacjent (ale nie łudźcie się, że każdy, bohaterka w.w. bloga tego nie zrobiła i oczywiście zmarła!) w końcu budzi się ze stanu zombicznego i zaczyna myśleć. Wydaje się to trochę spóźnione, ale jak to mówią lepiej późno niż wcale. Jeśli pozostała w nim choć iskierka nadziei i ducha walki zaczyna szukać ratunku zupełnie gdzie indziej. Skoro onkolodzy go odtrącili i z zimną obojętnością skazali na śmierć, zwraca się do „szarlatanów”, w ostatniej nadziei, że u nich znajdzie pomoc. I często znajduje. Proszę mi wierzyć, są udokumentowane przypadki wyjścia z całkowicie beznadziejnego stanu.
Na Reality TV niedawno nadawano serię filmów dokumentalnych pt. „Nieuleczalni”. Pacjenci porzuceni przez onkologię, z wyrokiem pewnej i szybkiej śmierci w hospicjum opowiadali tam, jak zamiast biernie czekać na wyrok losu, postanowili wykorzystać cień ostatniej szansy i spróbować metod alternatywnych, „nienaukowych” i „szarlatańskich”. Jedna z kobiet wybrała dietę makrobiotyczną. Zgłosiła się do specjalisty, który skomponował jej jadłospis i stale kontrolował postępy w zdrowieniu, korygując dietę zależnie od jej aktualnego stanu zdrowia. Pacjentka zaczęła dochodzić do zdrowia w tak szybkim tempie, że zdumiewało to jej rodzinę. Kiedy wkrótce potem, w wieku 41 lat zaszła w ciążę wszyscy doradzali jej aborcję. Lekarze straszyli wznową, a przyjaciele obawiali się, że ciąża może ją zabić. Ona jednak postanowiła nikogo nie słuchać i udała się do kaplicy, aby się pomodlić. Tam spłynął na nią doskonały spokój, więc umocniła się w przekonaniu, że jej decyzja jest słuszna. Ciąża przebiegała bez komplikacji i zakończyła się urodzeniem zdrowego syna. Dziś chłopak na ponad 20 lat, matka i syn są zdrowi i oboje cieszą się życiem i szczęściem.
Takich opowieści było tam mnóstwo. Ponieważ mamy kryzys można się spodziewać, że serial będzie wielokrotnie powtarzany, chyba, że onkolodzy załatwią zakaz jego emisji. Ale bądźmy dobrej myśli…
Organizm ma wielką zdolność przywracania homeostazy. Nie potrzebuje do tego ciężkiej chemii ani żadnych poważnych ingerencji. Nie należy mu w tym przeszkadzać, jedyną dopuszczalną metodą jest delikatne wspomaganie dietą lub informacją (homeopatia).
Na zakończenie fragment „Samokrytyki lekarza medycyny konwencjonalnej”:
Spoglądając wstecz na swój sposób myślenia i podejścia do zdrowia i choroby zdałem sobie sprawę, że:
Byłem agresywny. Zakładając, że życie to ciągła walka o przetrwanie oraz że życie ludzkie to najwyższa wartość, nie miałem żadnych wątpliwości używając całego arsenału broni przeciwko wszystkiemu, co uznałem za najeźdźcę lub agresora, choć i oni byli przejawami życia. [Dzięki makrobiotyce nauczyłem się, że nasz „wróg” może być naszym dobroczyńcą i że może zmienić się w naszego najlepszego sprzymierzeńca. Odkąd stałem się makrobiotykiem nie drażnią mnie nawet komary. Teraz widzę, że moje paranoidalne, agresywne i militarne podejście do życia miało swoje źródło w jadaniu produktów zwierzęcych (zwłaszcza mięsa i jajek)].
Myślałem, że życie to skomplikowany proces biochemiczny, w którym mogą nastąpić nieprzewidziane reakcje. Im więcej poznawałem szczegółów, tym bardziej potwierdzały one moje poglądy. Nie miałem możliwości konfrontacji z innymi poglądami. I tak miałem dużo roboty z przyswajaniem złożoności teorii, którą wyznawałem. [Takie fragmentaryczne, czysto ANALITYCZNE i skomplikowane spojrzenie na świat spowodowane i spotęgowane było konsumpcją żywności sztucznie oczyszczonej (białej mąki i cukru), przemysłowo przetworzonej, z dodatkiem konserwantów, rozdrobnionej (np. jadanie tylko niektórych części owoców), a zupełnym brakiem prostego, zdrowego, podstawowego pożywienia].
Myślałem, że jestem istotą myślącą. Kiedy Michio Kushi poprosił mnie, abym prosto, lecz wyczerpująco zdefiniował pojęcie miłości, pokoju, wolności, szczęścia, prawdy, zdrowia, choroby, życia, mogłem tylko podawać cytaty z książek i nie zastanawiałem się, dlaczego nie mogłem znaleźć właściwych definicji w encyklopediach, czy też tworzyć ich samemu. Myślałem, że odpowiedź na te pytania wymaga rzadkiej umiejętności i jest prawem przynależnym tylko mistrzom filozofii. [Moje studia filozoficzne w szkole medycznej nie były ani rozległe, ani głębokie; przedstawiono nam w zarysie poglądy tylko niektórych filozofów Zachodu oraz wyjaśniono logikę arystotelesowską. Dopiero teraz w pełni widzę, jak płytko myślimy po tego rodzaju edukacji. Umiemy jedynie podawać niekompletne, niejasne i zawiłe definicje, a te zmieniają się z dnia na dzień. Wybrałem się kiedyś do mojego byłego profesora filozofii i poprosiłem o podanie definicji. Uśmiechnął się, ale odpowiedzi nie usłyszałem. Dzięki makrobiotyce zrozumiałem, że ten brak głębi, umiejętności i precyzji myślenia ma dużo wspólnego z nie przeżuwaniem pełnych produktów naszej diety; innymi słowy z nie wykorzystywaniem naszych zębów „mądrości” w takim celu, do jakiego zostały przeznaczone, tzn. do dokładnego przeżuwania pełnych zbóż. Jedząc pełne zboża i przeżuwając je dokładnie zauważymy, iż zaczniemy poszukiwać, i to poszukiwać pełnej odpowiedzi, w której będzie też miejsce na te szczegóły, które już znamy. Zauważymy, że logika Arystotelesa to w pełni lustrzane odbicie logiki w kategoriach Yin Yang, a to z kolei to dynamika samego życia, wszystkich w nim zmian].
Widzę teraz, że ja i moi koledzy dumni byliśmy, iż korzystamy z osiągnięć współczesnej medycyny oraz na tyle naiwni, aby wierzyć, że medycyna ta pewnego dnia pokona wszystkie choroby. [Teraz zdaję sobie sprawę z tego, iż człowiek dumny znajduje się na krawędzi upadku, a cały postęp – jeżeli nie jest w harmonii z życiem samym – jest w rzeczywistości regresją, a przynajmniej, że każdemu osiągnięciu towarzyszy pewnego rodzaju regresja. Duma i naiwność to czarujące, młodzieńcze cechy, szczególnie spotęgowane konsumpcją mleka, jego przetworów i cukrów prostych].
Byłem przekonany, że jedynie „metodą naukową” można właściwie badać naturę. Z wyższością patrzyłem na dogmatyczne religijne i metafizyczne metody terapii, w rzeczywistości wykazując taki sam dogmatyzm w swojej dziedzinie.
Jakie jest biologiczne tło takiego dogmatyzmu? Odpowiedź na to pytanie pozostawiam do rozstrzygnięcia każdemu osobiście.
Jeśli świadomie lub podświadomie dominują w nas agresja, pomieszanie, duma, naiwność i fanatyzm, oczywistym jest, że nie patrzymy na siebie krytycznie. Patrzymy uparcie tylko na to, co osiągnęliśmy (wydłużenie życia, zlikwidowanie tego, czy tamtego), ale nie zawsze widzimy, jakim kosztem zostało to osiągnięte i jakie skutki uboczne przyniosło: zwiększającą się zachorowalność, coraz to nowe, poważne choroby, zwiększenie długości życia oznaczające utrzymanie przy życiu, a nie przywrócenie zdrowia i szczęścia.
Ponieważ my nie patrzymy krytycznie na siebie, krytyka musiała przyjść z zewnątrz. Pierwsza nadeszła ze Wschodu. Była nią praca całego życia George Ohsawy. Jednakże jego pouczenia nie były wyrażone we właściwym języku – nie były one sprawdzalne eksperymentalnie ani zilustrowane danymi statystycznymi. Do tej pory miały one niewielki wpływ na kierunek rozwoju współczesnej medycyny. Ponieważ nie ufamy nikomu tylko sobie i naszym metodom, jak możemy poświęcić Ohsawie odrobinę naszej cennej uwagi?
Oczywiście, dopóki nie zaczniemy się odżywiać według zasad makrobiotyki, trudno nam będzie zrozumieć, a nawet wyobrazić sobie logikę i siłę makrobiotyki. Ale też, jeżeli nie będziemy myśleć „holistycznie”, trudno nam będzie jeść właściwie. Czy zatem nie ma wyjścia? Według zasady Yin-Yang można zacząć od postępowanie przeciwnego do dotychczasowego: zacząć słuchać, zamiast mówić, patrzeć na całość zamiast na poszczególne części, myśleć: „Nie wiem zbyt wiele” zamiast „Wiem dużo”. W taki oto sposób można zobaczyć pełny obraz życia i doświadczyć go.
Jacek Ganczarski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

WROTYCZ na kleszcze i inne robaki. Właściwości i zastosowanie wrotyczu ...