poniedziałek, 4 marca 2019

Gdy ten pierwszy jest tym JEDYNYM...

Gdy ten pierwszy jest tym JEDYNYM... 
Czy związek z jednym i tylko jednym mężczyzną jest skazany na sukces czy porażkę?
Może znacie się jeszcze z czasów piaskownicy albo zakochaliście się w sobie w liceum... Czy związek z jednym i tylko jednym mężczyzną jest skazany na sukces czy porażkę?
Tekst na podstawie artykułu Emmy Levett
Nasze spotkanie wyglądało jak większość scenariuszy komedii romantycznych. Byliśmy w pralni. Ja, roztrzepana nastolatka, która zostawiła klucze do mieszkania w kieszeni pranej
kurtki. On, rycerz na białym koniu, który zaoferował drinka w czasie prania. Dokładnie czarną herbatę. Zaprosił mnie do brudnego pokoju w akademiku. Oboje mieliśmy skończone 18 lat i właśnie rozpoczęliśmy pierwszy tydzień studiów. Minęło kolejnych 18 lat i nadal wspólnie pijemy czarną herbatę.
Tak, jesteśmy jedną „z tych par”. I jeśli mam być szczera, nie jestem pewna, czy to dobrze czy źle. Bo gdy ktoś pyta mnie, jak długo jestem z Marcinem, wzdrygam się, uświadamiając sobie, że to niemal dwie dekady. Zwłaszcza wtedy, gdy w odpowiedzi słyszę, że „to prawie tyle, co moi rodzice”. Przytakuję i szybko zmieniam temat rozmowy.
Rozumiem, że nie istnieje pojęcie „idealnego czasu” na poznanie Tego Jedynego. Ale mam wrażenie, że funkcjonuje pewien niepisany schemat: najpierw masz kilku chłopaków, później przeżywasz bolesne rozstanie, aby uleczyć złamane serce, uprawiasz przypadkowy seks, i wreszcie, gdy zbliżasz się do trzydziestki i zdążyłaś już poznać siebie dobrze, spotykasz Pana Właściwego.
Łatwo dostrzec plusy takiego scenariusza. Nie przeszłam ani jednego z wymienionych wyżej etapów w swoim życiu, dlatego widzę, co mnie ominęło. Po pierwsze: nigdy nie byłam na prawdziwej pierwszej randce. Po incydencie w pralni spotykałam Marcina regularnie
w studenckim pubie. Nie mogłam liczyć ani na romantyczną muzykę, ani na szampana. Miałam szczęście, gdy kupił mi frytki po kilku godzinach picia piwa. Nasz związek kwitł w ogłuszających warunkach klubów z klejącą podłogą i zapachem chmielu. Zmieniliśmy status naszych spotkań na oficjalne bycie ze sobą, gdy jeden z naszych kumpli zapytał, czy jesteśmy parą. Nieco wstawieni przytaknęliśmy.

Żadne z nas nie wierzyło, że można poznać drugą połówkę tak wcześnie...

Nie tylko przegapiłam pierwszą randkę, ale w zasadzie w ogóle nie  poznałam smaku randkowania. Nigdy nie założyłam profilu w aplikacji randkowej, nigdy nie przejrzałam listy potencjalnych partnerów. Dobrze idzie mi robienie zakupów online, dlatego zakładam, że szukanie faceta w sieci mogłoby też przynieść mi sporą dawkę atrakcji. Nawet, gdybym nie natrafiała na tych właściwych. Uwielbiam słuchać o przygodach i podbojach moich przyjaciółek, którymi chwalą się podczas babskich spotkań.
Wreszcie, moje życie seksualne jest ubogie o jednorazowe numerki. Zazdroszczę opowieści kobietom o ich niezobowiązującym seksie. Łapię się na tym, że gdy je słyszę, przeżywam je w mojej głowie jak własne i fantazjuję. Nikt nie pyta mnie o moje życie seksualne, i w zasadzie, dlaczego miałby to robić? Nie ma w nim romansów pracowych i zakazanych związków. Nigdy nie musiałam pisać wyznania miłosnego do faceta, z wyjątkiem jednych wakacji podczas studiów,  gdy wysyłaliśmy do siebie z Marcinem papierowe listy o głupotach.
Ale są też plusy tej sytuacji. Nigdy nie miałam złamanego serca. Widziałam, przez co przechodziły moje przyjaciółki po rozstaniach z facetami i nie ma czego zazdrościć. Myślę też, że udało mi się zmądrzeć i pod skrzydłami Marcina lepiej poznać swoje potrzeby i wewnętrzną siłę.  
Nie sądzę, że istnieją ludzie z 18-letnim stażem, którzy nie musieli stawić czoła trudnościom w swoim związku. Na początku naszego, gdy wszyscy nasi znajomi zrywali swoje uniwerkowe relacje, my też przechodziliśmy trudne chwile. „Powinniśmy zrobić to samo?”, „Czy nie należy przypadkiem wyrosnąć ze swojej młodzieńczej miłości i żyć dalej?”, „Czy naprawdę nasz związek może przetrwać?”, zastanawialiśmy się wspólnie. Ale nie rozstaliśmy się.
Podróżowaliśmy trochę po świecie, mieszkaliśmy chwilę w Londynie, wspólnie świętowaliśmy nasze pierwsze prace. I wciąż byliśmy w sobie szaleńczo zakochani. Co więc zrobić, gdy znajdziesz tego Jedynego tak wcześnie?
Nasza odpowiedź jest taka: bądźcie razem niezależnie od przeciwności. Gdy patrzę na nas z perspektywy czasu, czuję dumę, że potrafiliśmy znaleźć wspólny język w sytuacjach konfliktowych. Łatwo byłoby się poddać, ale wiedzieliśmy, że mamy, o co walczyć. I walczyliśmy.
Wzięcie ślubu zajęło nam 11 lat. Prawdopodobnie żadne z nas nie wierzyło, że można poznać drugą połówkę tak wcześnie. Więc myślę sobie, jasne, nie mam pikantnych historii do opowiedzenia na temat swoich seksualnych podbojów ani smutnych opowieści o zerwaniach. Ale historia naszej miłości jest chyba równie dobra, prawda?
Tekst premierowo pojawił się w czerwcowym numerze Cosmopolitan * 06/2018

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

WROTYCZ na kleszcze i inne robaki. Właściwości i zastosowanie wrotyczu ...